piątek, 6 listopada 2015

Nauczyciel

Hej!

     I znowu wciągnął mnie wir, sama nie wiem czego, chyba codzienności. Przewinęło się przez moje ręce mnóstwo projektów, ale jakoś nie było czasu ich tutaj przedstawić. Dziś pokaże Wam kilka wybranych przeze mnie stylizacji godnych uwagi. 
     Ale najpierw opowieść, o kimś kto jest niezwykle ważny w moim życiu, o kimś kto przekazał mi talent i kto uczy mnie sztuki jaką jest krawiectwo. Będzie o mojej mamie! 
     Ponad 30 lat temu uszyła pierwsze ubranie na zamówienie. W wieku 16 lat uszyła suknię ślubną dla swojej koleżanki. Jej przygoda z szyciem zaczęła się jednak dużo wcześniej. Już jako mała dziewczynka szyła ręcznie ubranka dla lalek. Jeszcze zanim skończyła szkołę podstawową, potrafiła szyć na maszynie i przeszywała ubrania tak, aby prezentowały się lepiej. Później wybrała szkołę typowo zawodową i tam zaczęła się prawdziwa nauka krawiectwa- wykroje, szycie na różnego typu maszynach, itp. Po skończeniu szkoły zaczęła pracę w "Praktycznej Pani", taki mały zakład krawiecki, gdzie można było przeszyć stare lub uszyć nowe ubranie na miarę. Kilka lat później urodziła pierwszą córkę i kolejno co 14 miesięcy jeszcze dwie, dlatego przez jakiś czas szyła tylko dla dzieci... w wolnych chwilach oczywiście ;D I znów jakby wróciła na sam początek- szyła ubrania dla lalek, tym razem nie na swoje potrzeby ;) Kiedy już 3 córki poszły do przedszkola i szkoły, ponownie zaczęła szyć dla ludzi, aż w końcu kilkanaście lat później dorobiła się własnej pracowni, takiej z prawdziwego zdarzenia. I teraz szyje pełną parą wszystko co tylko jej klientki sobie wymarzą. Jest jedną z najlepszych, bo nie każda potrafi zrobić formę wykroju do każdej kreacji. Wystarczy, że spojrzy raz na zdjęcie ubrania i już wie ile metrów i jaki rodzaj materiał trzeba kupić, aby uszyć dany projekt.
Za każdym razem kiedy ją odwiedzam, dowiaduję się czegoś nowego, pytam i słucham. Czerpię jak najwięcej się da, z nadzieją, że kiedyś będę równie dobra jak ona. Cieszę się, że moja mama zaraziła mnie swoją pasją i że jest moim autorytetem. Mimo przeciwności losu, nigdy się nie poddaje i nadal robi to co kocha, jest najlepszym nauczycielem na świecie.

Moja ostatnia wizyta w Polsce u mamy zaowocowała w kilka nowych uszytków:



Za jakość zdjęć przepraszam, ale jak rozdawali umiejętność robienia zdjęć, ja stałam w kolejce po inny talent :P

Przypominam, że jestem od niedawna na instagramie jako steff_sews ;)
Pozdrawiam Was wszystkich i do zobaczenia!



piątek, 12 czerwca 2015

Rozstania

Halo! To znowu ja!

Macie tak czasami, że ciężko Wam się z czymś rozstac?
Ja tak mam. Dzisiejszy post jest o tej, którą można zgarnąc na moim Etsy. Cięzko będzie mi się z nią pożegnac, bo uważam ją za jeden z moich lepszych projektów.

Jakiś czas temu, wynalazłam starą katanę i zrobiłam z niej kamizelkę. Pewnie niektórzy z Was pamiętają.
To moja ulubiona częśc garderoby, którą posiadam! Pasuje do sukienki, spodni, tuniki, od wszystkiego dosłownie. 
Spodobała się wielu moim znajomym i przypadkowym przechodniom na ulicy.
Założyłam ją pierwszy raz jakoś pod koniec kwietnia zeszłego roku. Tego dnia wylądowałam w kawiarni na stacji kolejowej Waterloo. Zamówiłam kawę i usiadłam przy stoliku rozmyślając. W pewnym momencie ktoś poklepał mnie po plecach i powiedział:
- Witam! Czy mogę zadac Pani pytanie?
- Jasne!- odpowiedziałam bez wahania.
- Gdzie kupiła Pani tę kamizelkę! Jest świetna!
- Kiedyś była zwykłą kataną. Przerobiłam ją sama.
- Wow, sam bym taką chciał!
Ten, jak się później okazało, student z Chin, wziął adres mojego bloga. Ku mojemu zdziwieniu dostałam ostatnio wiadomośc od niego: "Jak miło, że wróciłaś na bloga. Nie rozumiem o czym piszesz, ale bardzo podobają mi się Twoje projekty".
Innym razem zostałam zaczepiona na ulicy przez pewną Panią w słomkowym kapeluszu. Chciała odkupic ode mnie kamizelke, twierdząc, że na pewno spodoba się jej córce.
Nie ukrywam, że każda taka sytuacja, kiedy ktoś chwali moje dzieło, sprawia mi radośc i dodaje chęci do tworzenia czegoś nowego.

Tak sobie pomyślałam, że skoro ta "bohaterka" tak poruszyła serca niektórych ludzi, to czemu by nie uszyc podobnej od podstaw?
Było to dla mnie wyzwanie, wykrój nie należy do tych podstawowych. Spędziłam trochę czasu nad tym i udało się.
Jeans został zamieniony na czerwoną dzianinę.
Początkowo na plecach miała zagościc mądra sowa, ale jednak zostałam przy kwiatach.
Oto  efekt końcowy:
Przedstawiam Wam koleżankę tej starej jeansowej katany, która przeszła metamorfozę i spodobała się wielu ludziom.






sobota, 6 czerwca 2015

Getry w kwiaty na Shad Thames...

Panie i Panowie!
Po dłuższej przerwie (powinnam napisac: jak zwykle, po dłuższej przerwie), którą mogę wytłumaczyc najzwyczajniej w świecie brakiem czasu (praca, zła kondycja fizyczna, itp.); powracam!

Post który dziś publikuje miał pojawic się w lipcu tamtego roku, ale niestety coś, albo raczej ktoś pokrzyżował moje plany. Z racji porannych mdłości i innych dolegliwości ciążowych postanowiłam zrobic sobie przerwę. Na szczęście ciąża minęła, a wraz z nią złe samopoczucie i mogę "wrócic do gry".
Nie martwcie się, nie będę pisac o tym jak wspaniałe jest macierzyństwo i ile radości sprawia mi posiadanie dziecka, zostawię to blogującym mamom, na pewno lepiej oddadzą to co wszystkim matkom w głowach siedzi! Nie zacznę też obsesyjnie szyc tylko i wyłącznie ubrań dla dzieci.

Postanowiłam jednak zmienic nieco charakter bloga. Znikną wzory wykrojów i opisy "jak to jest zrobione". Będzie więcej o tym co mnie zainspirowało i troche o mojej miłości do deszczowego i wietrznego Londynu.

Przejdźmy zatem do sedna.


Tęskno mi do minionego lata. Było bardzo suche jak na Londyn wiec pojawiło się wiele okazji, żeby wyjśc na zewnątrz i podziwiac. To miasto jest jeszcze piękniejsze w słoneczne dni! Jednym z moich ulubionych zakątków (jeśli chodzi o architekturę) jest Shad Thames. Kiedy wybieram się w okolice Tower Bridge, z "undreground'u" wysiadam na Bermodsey, ruszam Jamaica Road w stronę mostu, by po drodze móc skręcic w ulice Shad Thames :) Dlaczego tak bardzo lubię spacerowac właśnie tą ulicą? Moim zdaniem ma ona duszę. Są tam przepiękne kmienice, połączone ze sobą estakadami. Mogę zachwycac się zapachami z knajp i herbaciarni króre tam się znajdują. Wychodząc z ulicy podziwiam Tower Bridge i wyobrażam sobie jak by to było zyc w XIX wieku, poczuc ten klimat, chłonąc zapachy kawy, herbaty i przypraw, i podziwiac damy w przepięknych strojach.
Niestety niemożliwym jest udawac, że przeniosło się w czasie i  nie chciałabym również zakładac na siebie np. sukni z czasów wiktoriańskich, bo wywołałoby to zainteresowanie turystów wygłodniałych takich atrakcji, dlatego nie zaprezentuję Wam nic z minionych epok, a getry w kwiaty, uszyte rok temu.

Getry są na gumie w pasie, mają bardzo prosty, podstawowy krój, uszyte z grubszej dzianiny (coś jakby tweed), są dośc rozciągliwe i dobrze dopasowują się do ciała. Wybrałam kwiecisty wzór, lubię jak jest kolorowo i wiosennie :)
Łapcie parę zdjęc!